Niekończąca się opowieść o malarstwie
Na letnie miesiące sale Galerii 72 Muzeum Ziemi Chełmskiej wypełniły prace jednego z największych malarzy polskich, którego dokonania sytuują go wśród klasyków spod znaku pędzla i palety. Prace zaprezentowane w ramach pokazu, w zasadniczej swej części, powstały po 2000 roku, pojedyncze jedynie obiekty sygnalizują wcześniejszy obszar poszukiwań artysty. Użycie w przypadku Tomasza Ciecierskiego określenia „obszar poszukiwań”, znakomicie przystaje do charakteru jego twórczości, którą zajmuje głównie eksploracja zjawiska jakim jest malarstwo samo w sobie.
Artysta pracuje cyklami, co chełmska prezentacja wyraźnie podkreśla. Nie zawsze opatrzone są one konkretnymi tytułami, gdyż ważniejszą dla autora jest istota problemu, który poruszają, niż ich werbalizacja. Ciecierski wyszedł z pracowni prof. Krystyny Łady-Studnickiej w stołecznej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie dyplom uzyskał w 1971 roku. Był to czas, kiedy mury warszawskiej uczelni artystycznej, żywo przesiąknięte były jeszcze rodzimym koloryzmem, od którego młode pokolenie dramatycznie próbowało się odciąć, by na fali buntu przedstawić własną wersję malarstwa. Z dzisiejszej perspektywy, ogarniając nawet pobieżnie dzieło tego wybitnego twórcy, rozpoznajemy w nim sensualny stosunek do barwy, która raz popada w głębszy ton, by innym razem wydobyć na powierzchnię całą gamę delikatnych pastelowych odcieni. Wrażliwość i przywiązanie do koloru, – mimo prób odżegnania się od akademickich wzorców – pozostały w artyście do dzisiaj i stanowią ważny walor jego dokonań. Dodatkowo skłonność do wyrazistych faktur, ekspresyjnego, z dezynwolturą prowadzonego gestu malarskiego, czy temat pejzażu, któremu twórca dedykuje tak wiele miejsca w swoim malarskim menu, stanowią dowód przywiązania autora do praktyk wypracowanych jeszcze w murach uczelni.
Ciecierski od początku określił swoje emploi w sztuce. Nie rezygnując z pikturalnych zachowań, do których przekonywali go akademiccy nauczyciele, rozglądał się bacznie wokół i chłonął wszystko co wnosi życie. Wczesne podróże po świecie, rezydencje artystyczne w znaczących dla kultury europejskiej miejscach, umożliwiły mu nie tylko studiowanie dzieł dawnych mistrzów, ale śledzenie wielowątkowej podaży sztuki najnowszej. Przyjął postawę artysty niezależnego, spokojnie, bez zbytniej nerwowości rozstrzygającego cele swoich utworów malarskich. I tak jak przed laty, kiedy na początku swej drogi twórczej dokonywał rejestru wszystkich ingrediencji składających się na warsztat malarza („Zamalowywanie”, 1972; „Paleta malarska”, 1972; „Obraz o malowaniu”, 1976-1977), tak i dzisiaj nie ustaje – wzbogacając wypowiedź o nowe środki ekspresji – w poddawaniu analizie procesu malarskiego.
Znaczącą pozycję w jego dorobku zajmuje rysunek. W tym miejscu wypada wspomnieć o uroczej książeczce „Tomasz Ciecierski. Brudnopisy”, wydanej przez krakowską Galerię Zderzak w 2002 roku, zawierającej czterdzieści siedem rysunków i kolaży powstałych na przełomie lat 1973/1974. Są to ilustrowane impresje dotyczące fragmentów życia oraz szkice, wzbogacone o werbalny komentarz, w których udało się skupić podwyższony poziom wrażliwości artysty i rodzaj „smaków”, które kiedyś wybierał i z których do dziś dnia nie potrafi zrezygnować.
Od lat 90. XX wieku lejtmotywem jego obrazów jest pejzaż, który artysta traktuje bardziej symbolicznie niż odnosi do konkretnego fragmentu rzeczywistości. Znakiem firmowym dla malarstwa Ciecierskiego stał się pejzaż wielokrotny – dzieło złożone z wielu nakładanych na siebie małych formatem widoków, zbijanych ze sobą, gdzie zewnętrzne warstwy ukrywają i zasłaniają częściowo to co się dzieje pod ich powierzchnią. Uzyskana w ten sposób zróżnicowana, dynamiczna, reliefowa struktura, przybiera czasami pokaźne rozmiary (np. 150 x 243 cm), by innym razem skłonić się w kierunku bardziej kameralnych rozwiązań.
W pierwszym przypadku artysta potrafił połączyć w jeden organizm ponad sto małych kompozycji pejzażowych z zaznaczoną zawsze wyraźnie linią horyzontu. Za każdym razem – niezależnie od formatu – te multiplikowane syntetyczne założenia krajobrazowe mają charakter otwarty, wyzwalający w wyobraźni odbiorcy potrzebę poszerzenia dzieła idącą w każdym kierunku, w tym również w głąb, poprzez nałożenie kolejnych warstw reliefu.
Ciecierski nie ma natury rebelianta. Kiedy konceptualizm – trzymający w latach 70. ubiegłego stulecia przednią straż – przedkładał idee i język nad materialną realizację, zdawał się być odległą artyście ideologią. Dziś chętnie wraca do jego praktyk i korzysta z języka zapisu, który przedstawiciele tej formacji przyswoili dla potrzeb sztuki..
Po 2000 roku sięgnął malarz po medium fotografii. Fotografia jako wspomnienie, przypomnienie, przywołanie zatartych na kliszy pamięci chwil, a także rejestracja momentów, sytuacji, które poruszyły, stały się impulsem emocji, którym artysta przypisuje znaczące w procesie twórczym miejsce. Ponadto Ciecierski z wielką pasją kolekcjonuje pocztówki z miejsc do których dociera, wycinki z gazet, które wniosły nowe doznania i zaowocowały pewnym ładunkiem wzruszeń. Te fotograficzne formy nostalgii, „zatrzymania chwili”, są chętnie przez artystę wykorzystywane w dziele malarskim w postaci collages , prowadząc na płaszczyźnie płótna dyskurs z istniejącą formą i towarzyszącym jej kolorystycznym entouragem. Mając upodobanie do tworzenia prac złożonych, łączenia i naklejania na siebie kolejnych warstw materiałów, tworzy w efekcie dzieła, które nie przybierają nigdy dramatycznych póz, wręcz przeciwnie, emanują pogodną aurą, ujmują pastelowym, ciepłym kolorytem, który za głównych bohaterów obrał sobie różne tonacje różu, zieleni, żółci, brązu, czerwieni czy błękitu.
Na wystawie w Galerii 72 przyciąga uwagę monumentalna praca (wym. 120 x 603 cm) złożona z 480 fotografii o formacie kartki pocztowej, które przyklejone zostały do deski. Poszczególne ujęcia stanowią rejestrację niewielkich utworów malarskich – za każdym razem innych, które Ciecierski zawieszał na ścianie pracowni i fotografował o różnych porach dnia, przy odmiennej aurze i oświetleniu. W efekcie praca ta, która zajęła mu dwa lata, zaowocowała dziełem zaskakująco „malarskim”, gdzie mozaikę o „kafelkowym” układzie, kreują zróżnicowane kolorystycznie tła poszczególnych ujęć. Ta rozległa kompozycja, w której artysta poddaje analizie swe własne dzieło, emanuje dynamiką form, przykuwa oko odbiorcy urodą wizualnego przekazu, czyniąc, że temat schodzi na plan dalszy, staje się mniej uchwytny.
Najnowsze prace artysty datowane na 2013 rok, wydają się wpisywać w program Galerii 72, która na przestrzeni minionych czterdziestu lat działalności, wypracowała swój wiodący rys wystawienniczy, oscylujący wokół języka geometrii. Jakby w odpowiedzi na zaproszenie do zaprezentowania swych prac w przestrzeni, która gościła m. in. prace tak wybitnych autorów jak Kajetan Sosnowski – założyciel galerii, czy Henryk Stażewski – nestor polskiego konstruktywizmu, przygotował artysta zestaw obiektów, w których geometria formy decyduje o głównym założeniu dzieła malarskiego. Reliefowe układy tworzą gładkie o jednolicie położonej barwie płaszczyzny, które zachodzą na siebie, uchylają się względem siebie, ewokując dodatkowe przestrzenne efekty. Każdy z tych zgeometryzowanych elementów sprowadzony został do prostokąta – lub jak to w innym przypadku – do nieregularnego czworokąta, i nie ujawnia śladów gestu malarskiego, tak charakterystycznego dla całego niemal oeuvre artysty.
Tomasz Ciecierski, zmieniając się na przestrzeni ponad czterech dekad, które dzielą go od debiutu artystycznego, nadal eksploruje to samo pole dociekań. Wciąż dokonuje analizy warsztatu malarza, przygląda się sobie, swemu dziełu, próbuje je zinterpretować przy użyciu nowych materiałów i środków ekspresji. Jest twórcą pewnym swej drogi, spokojnym, bo nigdy się sobie nie sprzeniewierzył, znającym świat i rozumiejącym przemiany w sztuce dawnej i tej najnowszej, docenianym i pożądanym w przestrzeniach galeryjnych kraju i świata, odczuwającym satysfakcję z dokonań i będącym otwartym na „jeszcze”; bo jak wyznaje ciągle chce „żeby to było o malowaniu i procesie malowania, nakładania”, i dodaje: „… a ostatecznego celu naprawdę nie widzę. Nie widzę takiego punktu, do którego dojdę i potem już można umierać”.
Jagoda Barczyńska